Jolanta Pałasz: - Księże Profesorze, zbliża się Boże Narodzenie. Jaką rolę w przeżywaniu tej Tajemnicy spełnia muzyka sakralna, śpiew?
Ks. prof. Kazimierz Szymonik: - W chwili obecnej żyjemy dokumentami Benedykta XVI, który ukazuje nam, że muzyka sakralna, muzyka w Kościele, w liturgii jest tym językiem, który pozwala przekroczyć granice znaczenia słowa i wejść w głębię Tajemnicy - a zatem tam, gdzie kończy się znaczenie słowa, tam zaczyna się śpiew. Liturgia zawsze wykorzystywała śpiew. Według dokumentów Benedykta XVI, łączy on niebo z ziemią. Jan Paweł II z kolei, mówiąc o Eucharystii, której integralną częścią jest śpiew, podkreślał, że Msza św. odprawiana na małym ołtarzu wiejskiego kościółka ma wymiar kosmiczny, a uczestnictwo w śpiewie umieszcza człowieka w tej właśnie przestrzeni - blisko Pana Boga, blisko chórów anielskich, blisko nieba. Śpiew rozszerza tę naszą doczesność o Tajemnicę wieczności. Tu już sięgamy mistyki.
- Muzyka sakralna to również kolędy - Boże Narodzenie to czas śpiewania kolęd, które ma już bardzo bogatą tradycję. Jakie są jej początki?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Mówiąc o kolędach, trzeba sięgnąć do średniowiecza, do postaci św. Franciszka z Asyżu, który w 1223 r. we włoskim Grecio zbudował pierwszą żywą szopkę. A jeżeli była to szopka z ludźmi i zwierzętami - jak to potem u bernardynów bywało, a i obecnie zdarza się w niektórych parafiach - to musiały także istnieć specjalne śpiewy opisujące przedstawiane wydarzenia. Tak naprawdę jednak powstanie kolęd przypada na nieco późniejsze wieki. W średniowieczu bowiem utwory o Bożym Narodzeniu nosiły nazwę sekwencji albo pieśni o Narodzeniu Pańskim. Wacław z Szamotuł np., na początku XV wieku, nie nazywa swego utworu kolędą tylko pieśnią o Narodzeniu Pańskim. Samo słowo „kolęda” dotyczy jeszcze kalendarza rzymskiego. „Calendae” po łacinie oznacza pierwsze dni miesiąca, i wiąże się przede wszystkim ze szczególnie uroczyście obchodzonymi pierwszymi dniami rozpoczynającymi nowy rok, kiedy to odwiedzano z życzeniami i darami. Dziś nasza polska kolęda duszpasterska nawiązuje do tego właśnie znaczenia słowa. Termin „kolenda” spotykamy po raz pierwszy w 1545 r. w „Tabulaturze” Jana z Lublina przy utworze „Nuż my dziatki zaśpiewajmy”, który jest nazwany „Colenda severi”. Natomiast najstarszą znaną polską kolędą jest „Zdrow bądź Krolu Anjelski” z 1424 r., która znajduje się w kazaniu na Boże Narodzenie, napisanym przez profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie Jana Szczeknę.
- Czy ojczyzną kolędy były Włochy?
- Możliwe, że Włochy były ojczyzną pieśni o Narodzeniu Pańskim. Myśmy te łacińskie śpiewy przejęli z Zachodu, nazywając je sekwencjami o Bożym Narodzeniu. Obecnie to Polska jest olbrzymim zagłębiem kolęd. Już w XV i XVI wieku było ich ok. 300. W wieku XIX, w czasie rozbiorów, również powstało ich bardzo wiele. Były to bowiem czasy, kiedy religijność i patriotyzm schowały się do domów, pod strzechy, i do kościołów, a kolędy te dwie wartości zawsze ze sobą niosły. Obecnie mamy ok. 1000 kolęd. Ze wszystkich krajów katolickich Polska ma najwięcej kolęd i najczęściej je śpiewa. Dla porównania - Francuzi np. śpiewają zwykle 3 albo 4 kolędy. Pamiętam jedno z naszych tournée kilkanaście lat temu. Przygotowaliśmy dwie kolędy francuskie, które specjalnie na tę okazję opracował prof. Feliks Rączkowski, i zaśpiewaliśmy je, starając się to zrobić pięknie. Ale Francuzi wzruszali tylko ramionami, gdyż nie znali tych kolęd.
- Powszechnie uważa się, że na rozwój kolędy w Polsce duży wpływ mieli franciszkanie…
Reklama
- Tak, franciszkanie i bernardyni - głównie przez ilustrację Bożego Narodzenia, przez żywą szopkę. A żywa szopka domagała się śpiewu. Zresztą, początki kolędy sięgają misteriów średniowiecznych, czyli ilustracji samej Ewangelii. Noc betlejemska aż kusi, aby ją przedstawić: jest Dzieciątko, Matka Boża i św. Józef, są zwierzęta, aniołowie i pastuszkowie, są też Trzej Królowie. Dramaturgia przeogromna - można było pisać na ten temat dramaty, a dramaty średniowieczne się śpiewało. Tak więc szopka franciszkańska niejako zainspirowała śpiewy, które by można nazwać kolędami.
- Czym charakteryzują się polskie kolędy?
- Przede wszystkim wzruszającym podejściem do tajemnicy Narodzenia. Bóg się uniżył, więc my jesteśmy tym bardzo poruszeni. Szukamy jak najbardziej poetyckich i pięknych słów, żeby tę Tajemnicę wyrazić. Ale rozróżnialiśmy tu, przynajmniej w XIX wieku, kolędy i pastorałki. Kolędy miały charakter bardziej sakralny - były kościelne i mówiły wprost o Tajemnicy; pastorałki natomiast przeznaczone były np. do śpiewania na rekreacji w zakonach. Miały charakter lekki, pozasakralny, ilustrujący całą Tajemnicę czy to na sposób ludowy, czy zakonny, ale nienadający się do liturgii. Było w nich również trochę żartów. Poza tym oparte były na rytmach tanecznych, nie wypadało więc, aby były śpiewane w kościele.
- Kolędy stały się niejako odbiciem duszy zarówno prostego człowieka, jak i mędrca; dziecka i dorosłego. Przemawiają do wszystkich…
Reklama
- Klucz jest w odczytywaniu tajemnicy Bożego Narodzenia. Przypomnę tu opowiadanie ks. Janusza Pasierba, naszego profesora na ATK, historyka sztuki, bardzo dobrego kaznodziei i poety, który opowiadał nam, że kiedy pierwszy raz był w Szwajcarii na Boże Narodzenie u swoich przyjaciół księży, to ze zdziwieniem zauważył, że w noc betlejemską na górach palą się ognie. Zapytał ich: „Dlaczego, palicie te ognie?”. Odpowiedziano mu: „Żeby ogrzać Dzieciątko”. Kolęda jest zatem próbą ogrzania Dzieciątka - nie przy pomocy ognia, ale przy pomocy ludzkiego serca. Jeżeli człowiek naprawdę pojmie tajemnicę, że Słowo Boże stało się ciałem, że Bóg stał się człowiekiem, to chce on wówczas odpowiedzieć na nią w równie pokorny, serdeczny sposób. Z tej właśnie przyczyny kolędy są tak bardzo poetyckie, ciepłe i serdeczne, wzruszają zarówno ludzi prostych, jak i największych poetów. Ale prawdziwy klucz jest w Ewangelii.
- Wszyscy poeci podkreślają czar kolęd. Czy w innych krajach kolędy też są tak popularne jak w Polsce?
- Odnoszę wrażenie, bo badań na ten temat nie prowadziłem, że zaczyna się już śpiewać kolędy na Wschodzie. Dużo jest ukraińskich kolęd. Do Polski przywędrowały też kolędy z Białorusi, gdzie katolicy czerpią także z tradycji ortodoksyjnej. Nawet w repertuarze naszego chóru znalazło się kilka kolęd ukraińskich, w języku oryginalnym są trochę podobne do polskich. Jest dziś tendencja, że z kolęd robi się piosenki, popisy wielkich autorów, wykonawców, ale wtedy zatracają one to, co jest ich istotą, czyli pochylenie się w pokorze nad wielką Tajemnicą. Zastępuje się śpiew o tej Tajemnicy piosenką o Bożym Narodzeniu, a to już nie jest ta sama kategoria, teologicznie nie ta sama.
- Czym kolęda jest dla Księdza Profesora?
Reklama
- Jest piękną pieśnią, która cały czas żyje w Polsce, bo wciąż wychodzą nowe śpiewniki, nowe kolędy - wystarczy, że szepnę słowo kompozytorom z Akademii Muzycznej w Warszawie, a już na drugi dzień przynoszą mi ładną kolędę. Są tacy, którzy piszą teksty, niektórzy nawet potrafią to czynić po łacinie. Dla mnie dobrze napisana kolęda jest uwielbieniem Tajemnicy i staram się ją zaśpiewać tak, żeby się nie popisywać - nie ukazywać człowieka - ale wskazać na Tajemnicę, na Dzieciątko. I myślę, że sukces naszej płyty - która wyszła dziesięć lat temu, wciąż istnieje na rynku i ma w Warszawie opinię najbardziej utrafionego wydania kolęd - tkwi w tym, że jest to dzieło pokorne. Nie ma tam nic oprócz pokazania muzyki i uwielbienia Dzieciątka. Jeżeli chce się zrobić coś dodatkowo, pokazać wirtuozerię w chórze albo własne interpretacje, przestaje to być ciekawe, bo kolęda powinna urzekać prostotą. I myślę, że przynajmniej w tamtym nagraniu udało mi się odkryć, jak tę prostotę zastosować także w wykonaniu kolędy.
Za komponowanie kolęd biorą się najpoważniejsi twórcy. Istnieją również konkursy na kolędę, np. podczas Festiwalu Kolęd i Pastorałek w Będzinie. Oczywiście, kolędy piszą także amatorzy, ale oni również starają się to robić pokornie i z miłością. Tajemnica bowiem budzi wielkie natchnienie w każdym twórcy. Skoro Bóg dla nas zrobił tyle, to ja też mogę coś zrobić. Kolęda - to jest odpowiedź na Tajemnicę.
- Które z tych kolęd są Księdzu Profesorowi szczególnie bliskie?
- Bliskie mi są te, które właśnie są takie prawdziwe. Powiem tak: gdybym nie lubił kolęd, to bym ich nie śpiewał i nie nagrywał. Przyznaję, że wiele wzruszenia sprawia mi zawsze kolęda w opracowaniu Stanisława Niewiadomskiego „Mizerna, cicha”. Taka prosta kolęda, a tyle niesie emocji, że można się wzruszyć.
W numerze zbiór tradycyjnych kolęd w wykonaniu Chóru Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie pod dyrekcją ks. prof. Kazimierza Szymonika