Świętować też trzeba umieć, tak jak trzeba nauczyć się uczyć, pracować, odpoczywać, cieszyć towarzystwem rodziny, przyjaciół. Sztuka świętowania to także trzymanie się pewnych reguł, które mają codzienność uświetnić, ubarwić, sprawić, że czas nabiera innego tempa, klimatu, bardziej uroczystego wymiaru. A skoro za tydzień święta Bożego Narodzenia, to warto zadać sobie pytanie: czy obchodzimy je jako chrześcijanie, czy jako ludzie znikąd? Co to znaczy świętować? Według definicji, świętowanie to radowanie się z jakiegoś powodu, np. rocznicy ważnego wydarzenia. Świętowanie oznacza, że dzieje się coś wyjątkowego, coś niezapomnianego.
Ile takich chwil świątecznych, niezwykłych przeżywa w ciągu roku przeciętny Polak? Policzmy. Nowy Rok i karnawał, potem zapusty. Następnie długo czekamy na święta Wielkiej Nocy, poprzedzone Wielkim Tygodniem. Maj rozpoczyna święto 3 maja. Latem świętujemy Boże Ciało i uroczystość Wniebowzięcia 15 sierpnia. Jesienią czeka nas dzień Wszystkich Świętych, święto Niepodległości, a potem już tylko liczymy dni Adwentu do świąt Bożego Narodzenia. Po drodze są pomniejsze okazje do świętowania, jak np. Dzień Matki, Dzień Dziecka. Tradycyjnie cieszą nas andrzejki, mikołajki, Tłusty Czwartek. Psychologowie podkreślają potrzebę celebrowania prywatnych i rodzinnych świąt, rocznic wydarzeń, które zmieniły nasze życie. Dzień, w którym oddaliśmy komuś serce; dzień, gdy powitaliśmy na świecie nowe życie; dzień, gdy odzyskaliśmy przyjaciela; dzień zdania ważnego egzaminu; pierwszy dzień pracy. Przypomnijmy sobie tamtą radość, pasję zaczynania od nowa, nadzieję, że tym razem się uda, tamten entuzjazm. Takie świętowanie to nie tylko wspomnienia z dawnych czasów, ale i refleksja na przyszłość, do czego doszliśmy, co nam się przydarzyło po drodze. Bezcenne doświadczenie. Są i święta narodowe - nie bagatelizujmy ich. Jesteśmy przecież skądś, z tego miejsca, z tej ziemi, z tej krwi. Mamy swoje dni chwały i dni porażek, mamy swoich bohaterów i zdrajców. To nie są święta staromodne, gdzie tylko nudne akademie i parady. To moje i twoje dzieje.
Oczywiście, istnieje ogromna różnica gatunkowa między Świętami i świętami, ale może sporo prawdy jest w tym, że my, Polacy, dzielimy czas w kategoriach „przed świętami” lub „po świętach”. Bo Polacy lubią świętować. Nie będziemy też zaprzeczać, że świętowanie coraz częściej zamienia się w szaleństwo konsumpcji, ani twierdzić, że ten trend popieramy. Jeśli bowiem zapomnimy, czyje narodziny świętujemy w czasie świąt Bożego Narodzenia, to po co nam takie święta? Kto woli i kogo na to stać, niech spędza ostatnie dni grudnia w egzotycznym kraju, gdzie nie ma kościoła - na nurkowaniu i nartach wodnych. Tylko prosimy, by w rubryce „wyznanie” nie wpisywał: rzymskokatolickie, bo oszukuje przede wszystkim samego siebie.
Chcemy porozmawiać o sztuce katolickiego obchodzenia świąt. O duchowej stronie świętowania, która pozwala przeżyć te dni głębiej i piękniej.
Chcemy zapytać: Czy jest recepta na takie niezapomniane duchowo święta? Co trzeba zrobić, by nam „coś zagrało w duszy”?
Z drugiej strony rozumiemy też, że święta wymagają stosownej oprawy. Jakże inaczej poznamy, że nadchodzi niezwykły czas? Wiemy i doceniamy, że konieczna jest ta krzątanina wokół zakupów i porządków. Ale - nade wszystko - zachowajmy proporcje. By nie dać się skołować, oszukać, nabrać, naciągnąć brodatym krasnalom, by po raz kolejny nie uwierzyć, że promocje na taryfy w telefonach komórkowych ważniejsze są od rekolekcji czy chwili zamyślenia, modlitwy, spowiedzi. W pewnej chwili trzeba po prostu zdjąć nogę z gazu. Ostro wyhamować. Nie ma innej rady.
Jest taka anegdota pochodząca z czasów znanych z surowości obyczaju Ojców Pustyni: „Pewien myśliwy, polujący na pustyni na dzikie zwierzęta, zobaczył, jak abba Antoni żartuje z braćmi, i bardzo się tym zgorszył. Starzec więc, pragnąc go przekonać, że w życiu potrzeba nieco radości i łagodności, powiedział mu: - Załóż strzałę i napnij łuk - i on tak zrobił. Starzec rzekł: - Napnij mocniej - i on usłuchał. Starzec powtórzył: - Mocniej! Myśliwy na to: - Jeśli napnę ponad miarę, to mi łuk pęknie. I rzekł mu abba Antoni: - Tak jest i z pracą. Jeśli ją ponad miarę napniemy, bracia się szybko załamią”. W życiu nie da się być ciągle nadmiernie napiętym łukiem. A święta muszą czymś różnić się od długiego weekendu. I różnica nie leży tylko w tym, że przy okazji tych pierwszych należy pokazać się w kościele. Stara benedyktyńska reguła zakonna mówi, że w święta należy być wolnym dla Boga. Nie od Boga, ale dla Niego! To istotna różnica.
Święta powinny wyglądać inaczej niż codzienność. Odświętność jest tu słowem kluczowym. Podstawą - duchowe wyczyszczenie wszystkich kątów. Cieszmy się szczerze i spontanicznie z narodzin Jezusa, z obecności wśród nas bliskich i kochanych. Ogłośmy zawieszenie broni, kto wie, może ten święty czas odmieni nasze - i nie tyko nasze - serca. Przyjmujmy gości i odwiedzajmy znajomych, dogadajmy się z kimś, z kim normalnie nie można się dogadać. Uczyńmy coś niezwykłego, bezinteresownego, jak czynią zazwyczaj ludzie szczęśliwi.
Św. Grzegorz z Nazjanzu powiedział: „Uczcijmy to święto nie jarmarcznie, lecz Bosko, nie na sposób świecki, lecz nadziemski, nie jako nasze, lecz jako Tego, który jest nasz, a raczej jako Tego, który jest Panem; nie jako święto słabości, lecz uzdrowienia. (...) Nie rozkoszujmy się hulankami i pijatykami (Rz 13,13). (...) rozkoszujmy się słowami proroków i Boskiego prawa, i dziejami zbawienia, a szczególnie Ewangelią, która jest podstawą dzisiejszej uroczystości. W ten sposób nasze rozkosze będą stosowne i godne Tego, który nas wezwał na ucztę”.
Kazanie to zostało wygłoszone w roku 379 i jest najstarszym zachowanym kazaniem na Boże Narodzenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu