Reklama

Kpina ze zdrowia

Prezydent RP Lech Kaczyński oznajmił w telewizyjnym orędziu, że w referendum chce zapytać społeczeństwo, czy zgadza się na prywatyzację szpitali. Stwierdził też, że w jego przekonaniu ochrona zdrowia „jest ostatnią dziedziną życia społecznego, w której miałyby obowiązywać zasady wolnego rynku”. Zaapelował do parlamentarzystów, by do czasu, zanim naród nie wypowie się w tej sprawie, przerwali prace nad pakietem ustaw zdrowotnych forsowanych przez liberałów

Niedziela Ogólnopolska 43/2008, str. 18-19

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Premier Donald Tusk zapowiedział „rewolucję październikową”, która w wykonaniu koalicji PO-PSL ma polegać na zalaniu Sejmu rzeką 140 zgłoszonych ustaw. Jednak tym razem,jak twierdzą propagandyści PO, nie będą to buble prawne, bo te produkował PiS, tylko same cymesy. Jest w zestawie pakiet ustaw dotyczący służby zdrowia, w tym ustawa o przekształceniu zakładów opieki zdrowotnej w spółki prawa handlowego, co budzi największe kontrowersje. To m.in. w tej sprawie interweniowały latem u prezydenta środowiska medyczne, wysyłając sygnał SOS i prosząc o pomoc. Prezydent zapowiedział zorganizowanie medycznego okrągłego stołu, ale sprawy nabrały dziś takiego przyspieszenia, że prezydent zabiega o zorganizowanie referendum.

Zdrowie - problem polityczny

Lech Kaczyński zawsze był przeciwny prywatyzacji w ochronie zdrowia i zapowiadał zawetowanie przewidującej ją ustawy. W opinii prezydenta, w obecnej sytuacji rozsądnym rozwiązaniem jest zapytanie wprost obywateli, czy na tę prywatyzację się zgadzają. Z referendum jest jednak problem. Konstytucja RP przyznaje prezydentowi prawo zarządzenia ogólnokrajowego referendum, ale za zgodą Senatu, wyrażoną w dodatku bezwzględną większością głosów, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. Z arytmetyki wynika, że Senat nie poprze wniosku prezydenta, bo w Izbie Wyższej Parlamentu PO ma większość, a z referendum wiąże się ryzyko. Gdyby wzięła w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania(a w sprawach dotyczących zdrowia ludzie na referendum pójdą), wynik byłby dla władzy wykonawczej wiążący. Wtedy marzenia o robieniu interesów na służbie zdrowia - których zamiar zdradziła nieopatrznie posłanka Sawicka - wzięłyby w łeb.
Prezydent ma jeszcze prawo weta, które może zastopować prywatyzacyjną ustawę. Na odrzucenie prezydenckiego weta PO i PSL nie zbiorą wymaganej liczby głosów, bo nie tylko PiS, ale i lewica jest przeciwna prywatyzacyjnym zapędom liberałów. Z Pałacu Prezydenckiego dochodzą jednak głosy, o czym pisała Telegazeta, że część ludzi z otoczenia Lecha Kaczyńskiego będzie jednak namawiała go do podpisania uchwalonych przez liberałów ustaw. Dlaczego? Z przyczyn politycznych. Jeśli ustawy zdrowotne wejdą w życie, odpowiedzialność za dramat w służbie zdrowia spadnie na PO i PSL. Jeśli zaś Lech Kaczyński zawetuje ustawy, liberałowie w histerycznej nagonce odpowiedzialnością obarczą jego osobę, grzebiąc tym samym szansę na reelekcję, bo ludzie będą na nim psy wieszać. Wówczas wybory prezydenckie wygrać może Tusk. Nie sądzę jednak, by prezydent Kaczyński przedkładał własną karierę nad zdrowie obywateli i przyłożył rękę do czegoś, czemu zdecydowanie z przyczyn etycznych jest przeciwny.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie, czyli tak

Przekształcenie zakładów opieki zdrowotnej w spółki prawa handlowego, mimo że premier Donald Tusk i minister zdrowia Ewa Kopacz zaklinają się, że to nie preludium do prywatyzacji, jest groźne, bo oświadczenia PO nie są prawdziwe. - W rządowych projektach reformy nie ma słowa o prywatyzacji - oświadczyła dziennikarzom Ewa Kopacz, odnosząc się w ten sposób do prezydenckiego orędzia. Nie chodzi o prywatyzację, a o komercjalizację, czyli przekształcenie szpitali w spółki prawa handlowego. Premier również zapewnił w orędziu, że jego rząd nie chce prywatyzacji, lecz komercjalizacji szpitali. - Rząd zamierza nadać szpitalom „realnego właściciela”, jakim będą samorządy - tłumaczył. - Nie sądzę, żeby co do tego było potrzebne referendum - stwierdził Tusk. Premier ma się czego obawiać. W ubiegłym roku na Węgrzech, gdy premier Ferenc Gyurcsány usiłował wprowadzić niepopularną reformę ochrony zdrowia i odpłatność za wyższe studia, parlament przeforsował referendum w sprawie opłat za wizytę u lekarza i prawa do bezpłatnej edukacji. Węgrzy postanowili: chcą mieć dostęp do bezpłatnej służby zdrowia i nauki.
Kopacz tłumaczyła też, że rządowy projekt dąży do skrócenia kolejek do specjalistów i obniżenia cen leków. Brzmi to jak obietnica spełnienia cudów Tuska. Kilkumiesięczne kolejki do specjalistów znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki od samej ustawy? Bzdura. Nie ma dnia, by media nie informowały o kolejkach do specjalisty tak długich, że wielu pacjentów może wizyty nie dożyć. W Warszawie do kardiologa zapisują chorych na serce dopiero na przyszły rok.
- W systemie publicznej ochrony zdrowia jest za mało pieniędzy - alarmuje od lat Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, postulując podwyższenie składki zdrowotnej albo wpompowanie do systemu środków z budżetu państwa, na który składają się wszyscy obywatele. Radziwiłł informował o tym premiera na zorganizowanym przez rząd i zakończonym kompletnym fiaskiem „białym szczycie”, ale Tusk twardo obstawał przy stanowisku, że w tym roku składki nie zwiększy.
Nie posłuchał także Radziwiłła i ekspertów zasiadających razem z nim przy „stoliku ds. ustaw zdrowotnych”, którzy wołali z sali w Centrum Dialogu: - Panie premierze, te ustawy są do kosza. Proszę ich nie wprowadzać do Sejmu. Ich się nie da poprawić, trzeba napisać na nowo. Tusk nie posłuchał. Była to cyniczna gra na czas, bo gotowej koncepcji reform, oprócz komercjalizacji i prywatyzacji, PO nie miało wcale.
10 milionów Polaków - mimo że u nas składkę na ubezpieczenia zdrowotne płacą obowiązkowo nie tylko pracujący, ale również emeryci (co nie we wszystkich krajach UE jest regułą) - korzysta z leczenia w gabinetach prywatnych. Za konsultacje lekarskie płaci co czwarty pacjent. Jakim odbywa się to kosztem poziomu ich egzystencji? Kogóż to obchodzi? Ale gdyby nie to, kolejki w publicznej służbie zdrowia byłyby jeszcze dłuższe, a ludzie bardziej chorzy. Zapis w konstytucji o obowiązku państwa zabezpieczenia życia i zdrowia obywateli oraz równym dostępie do świadczeń zdrowotnych jest fikcją. Podobnie jak bzdurą jest wmawianie ludziom, że zamiarem PO w podjętych reformach nie jest prywatyzacja, lecz oddanie szpitali samorządom. Przecież samorządy szpitale już dzisiaj mają. Istnieją szpitale miejskie, wojewódzkie, powiatowe, resortowe i kliniki akademii medycznych. Tak więc oprócz klinik, w których studenci medycyny i pracownicy naukowi uczą się praktycznej strony zawodu, oraz placówek resortowych, wszystkie pozostałe są od dawna w gestii samorządów.
Poseł PiS i b. minister zdrowia Bolesław Piecha mówi, że już sam sposób procedowania ustaw zdrowotnych w Sejmie woła o pomstę do nieba. - Tusk i jego rząd nie chcieli wziąć odpowiedzialności za te ustawy i choć projekty były rządowe, pojawiły się w Sejmie jako projekty poselskie PO. Tym samym Platforma,w tak fundamentalnych dla Polaków sprawach, idąc na skróty, uniknęła obowiązku konsultacji z partnerami społecznymi - wyjaśnia Piecha.

Reklama

Wszystko na opak

Konsultacji społecznych nie było, za to awantury odbywały się między PiS a PO w Sejmowej Komisji Zdrowia. W walkę o kształt ustaw włączył się również b. minister zdrowia Marek Balicki, tłumacząc, jak mógł, że obligatoryjność przekształceń ZOZ-ów w spółki prawa handlowego jest działaniem szkodliwym, bo przyczyni się do likwidacji publicznej służby zdrowia. Balickiego „wycięli” z prezydium Komisji Zdrowia za to, że jak sam przyznał, „przeszkadzał Platformie”. Związki zawodowe i samorządy medyczne mogły przy tym trybie procedowania ustaw jedynie wydawać opinie i przyglądać się przepychankom w Komisji na zasadzie przyzwoitki. - I na „białym szczycie”, i w Sejmie rząd ustawił się w roli kibica - stwierdziła Maria Ochman, przewodnicząca Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ Solidarność. Ochman uważa, że rząd, z sobie tylko wiadomych powodów, zdecydował, że ustawy będą przedstawione bez uzgodnień międzyresortowych, bez oceny skutków proponowanych regulacji. - Czyżby obawiał się skutków społecznych tych „doskonałych rozwiązań” i w perspektywie spadku poparcia w sondażach, które tak zdominowały nasze życie polityczne? - pyta wprost Ochman. A sprawa jest prosta. Samorząd już dziś ma prawo decydowania, w jakiej formie gospodarczej podmiot medyczny, którego jest organem założycielskim, będzie funkcjonował.
- Istnieją już przecież szpitale przekształcone w spółki prawa handlowego, gdzie albo samorząd ma 100 proc. udziałów, albo wydzierżawił na bazie swojego majątku usługi firmie zewnętrznej. Przygotowany projekt ustawy pokazuje w całości intencje partii rządzącej. Ustawa bowiem ubezwłasnowolnia samorząd, nakazując mu prowadzenie szpitala jako spółki prawa handlowego - tłumaczy Ochman. Przekształcenia mają bowiem być obligatoryjne. W opinii Ochman, ogranicza to prawa samorządu i oddaje pełnię władzy bankowi nad procesem restrukturyzacji i nad całą przyszłością placówki. Resztę można sobie dośpiewać.
Żeby było jeszcze bardziej dobitnie - zadłużone szpitale mają przed przekształceniem dostać pomoc z budżetu państwa na oddłużenie. Ale długów jest multum, a pomoc ma wynieść 2,7 mld zł. Na jakiej zasadzie i kogo oddłużą? O tym sza!

Pożegnanie z siecią

O funkcjonowaniu szpitala, jak to w spółce handlowej, będzie decydował zysk i rentowność. Jak się szpital okaże nierentowny, a samorząd nie dołoży, bo buduje akurat oczyszczalnię ścieków albo most, może trafić pod młotek. Co z pacjentem, jeśli jego leczenie okaże się nierentowne? Są choroby, których leczenie jest skomplikowane, długie i drogie. Przypadków pogmatwanych urazów, schorzeń onkologicznych i neurologicznych próżno szukać w polskich prywatnych klinikach, nastawionych na zysk i „przerób”. Procedury medyczne są ciągle zbyt kiepsko wyceniane, by szpitale się nie zadłużały. Tym bardziej że szpital w zagrożeniu życia lub zdrowia pacjenta nie może odmówić pomocy, nawet jeśli skończył mu się limit na operowanie rozlanego wyrostka.
Prof. Zbigniew Religa zaproponował w projekcie swojej reformy ustanowienie sieci szpitali publicznych, które zabezpieczałyby leczenie na danym obszarze, na różne schorzenia. Te szpitale nie mogłyby zniknąć. Dziwię się politykom PSL-u, pozostającym w koalicji z liberalnym PO, którzy w trosce o stołki zapominają o potrzebie sieci szpitali, tak niezbędnej zwłaszcza na terenach wiejskich. Przecież rynek takiej sieci tam nie stworzy, a powiatowe samorządy przy zaniżonych wycenach procedur medycznych nie będą miały z czego do szpitali dokładać. Zwłaszcza że muszą również dokładać do subwencji oświatowych przy szalonych pomysłach minister Katarzyny Hall. Religa twierdzi, że przekształcenie szpitali w spółki prawa handlowego nie ma nic wspólnego z dobrem pacjenta, wręcz przeciwnie. Jest przekonany, że pacjent na tym będzie cierpiał, bo dyrektor szpitala, który nie chce zadłużyć placówki, nie będzie leczył ponad przyznany limit lub nie będzie wykonywał nieopłacalnych zabiegów. A podstawą każdej reformy jest dobro pacjenta. Przekonywała nas o tym minister Kopacz, gdy mówiła, że nie dołoży ani złotówki do systemu, zanim go nie uszczelni, ponieważ wyciekają z niego pieniądze. Dotąd nie uszczelniła, choć skąd i dlaczego cieknie, objaśniają bardzo dokładnie raporty Najwyższej Izby Kontroli, dostępne na stronie internetowej tej instytucji. Pokazuje też raport Julii Pitery, która wykryła mechanizm robienia kokosów przez powiązania w łańcuszku: lekarze - hurtownie leków - apteki, przez określony proceder. Miały być specjalnie znaczone recepty. Ucichło. Może więc nie o uszczelnienie chodzi, lecz by z systemu ochrony zdrowia wyciekło aż tyle, by szpitale można było wystawić na sprzedaż.
I aż śmiech bierze, że w tej sytuacji, dla podlizania się ludziom i zabełtania im w głowach, pokazuje się ustawę o prawach pacjenta i rzeczniku jego praw. Bez pokazania zawartości koszyka gwarantowanych świadczeń medycznych, które się w ramach składki pacjentowi należą. To wygląda na kpinę.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przewodniczący KEP: nie ma prawa do zabijania, ale do ochrony życia!

2024-04-18 08:57

[ TEMATY ]

aborcja

abp Tadeusz Wojda SAC

Episkopat News

Abp Tadeusz Wojda

Abp Tadeusz Wojda

Nie ma prawa do zabijania, ale do ochrony życia – powiedział przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda podczas trzydniowego Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatów Unii Europejskiej. Zaznaczył, że życie jest największym darem Bożym.

W piątek w Łomży zakończy się trzydniowe Zebranie Plenarne Konferencji Episkopatów Unii Europejskiej(COMECE). W czasie trzech sesji biskupi dyskutują o procesie integracji Unii Europejskiej, o jej postrzeganiu z perspektywy Europy Środkowej i Wschodniej i o przyszłych kierunkach jej rozwoju w obliczu wyzwań geopolitycznych.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś przy grobie Jana Pawła II: Dobrą Nowiną jest Osoba!

2024-04-18 08:15

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

@VaticanNewsPL / ks. Paweł Rytel-Andrianik

- Dobrą Nowiną nie jest jakaś historia, nie jest jakaś teoria. Dobrą Nowiną jest Osoba! Chrześcijaństwo rozpoczyna się wtedy, kiedy człowiek spotyka się z Osobą Jezusa Chrystusa. My ludziom opowiadamy bardzo wiele rzeczy, tylko wcale nie prowadzimy ich do spotkania z żywą Osobą – z Jezusem Chrystusem, a to Jezus jest Dobrą Nowiną - mówił kard. Grzegorz Ryś.

O tym, na czym polega ewangelizacja i w jaki sposób przekazuje się wiarę na podstawie Dziejów Apostolskich mówił kard. Grzegorz Ryś w homilii przy grobie św. Jana Pawła II w Watykanie. Duchowny zwrócił uwagę na to, że w ewangelizacji chodzi o to, by nie czekać na to, aż ludzie przyjdą do Kościoła, ale to - my musimy wyjść do nich. My musimy być wcześniej zanim wszyscy inni nadejdą. My musimy wyjść z miłością do wszystkich, których jeszcze nie ma! – podkreślił kaznodzieja.

CZYTAJ DALEJ

Książka, która zmienia perspektywę

2024-04-19 09:12

mat. organizatorów

To doskonały podręcznik dla rzeczników prasowych instytucji kościelnych, a zarazem książka, która może zmienić naszą perspektywę oceny wydarzeń, które dzieją się dookoła nas – mówił ks. Rafał Kowalski podczas konferencji poświęconej książce Joaquina Navarro-Vallsa „Moje lata z Janem Pawłem II. Prywatne zapiski rzecznika prasowego Watykanu 1984-2006, zorganizowanej przez Stowarzyszenie na rzecz edukacji i rodziny NURT we Wrocławiu.

Rzecznik metropolity wrocławskiego przytoczył jeden z fragmentów książki, w którym Joaquin Navarro-Valls opisuje wspólną z papieżem wyprawę w góry. Kiedy Jan Paweł II podczas przerwy na odpoczynek zasnął rzecznik Stolicy Apostolskiej miał zapisać: „Patrzę jak spokojnie zasypia powierzając ster Kościoła Bogu”. – My byśmy napisali, że papież śpi. Oni widział coś więcej i dostrzegania tego czegoś więcej możemy się uczyć z tej publikacji – przekonywał ks. Rafał Kowalski.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję