Reklama

Kultura

Jan od uśmiechu Pana Boga

Ponad powszechnym narzekaniem unosi się jego szczery śmiech, będący echem harmonii rodzinnego szczęścia... Śmiech, w którym odnajdujemy uśmiech Pana Boga - tak o Janie Kobuszewskim pisał śp. o. Robert Łukaszuk paulin - z Jasnej Góry

Niedziela Ogólnopolska 45/2008, str. 18-19

[ TEMATY ]

aktor

Artur Stelmasiak/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zostałem tak wychowany, tak ukształtowany, że nie wyobrażam sobie życia bez mojej religii, bez mojej wiary

Wystarczy, żeby Jan Kobuszewski pojawił się na scenie, a już publiczność wybucha gromkim śmiechem. Trudno wśród polskich aktorów znaleźć kogoś o większym talencie komediowym. Jego śmiech jest zaraźliwy, a twarz, nawet gdy wyraża smutek, potrafi rozweselić.
Sztuki rozśmieszania ludzi nie można się nauczyć, trzeba mieć po prostu talent. „Albo się ktoś z tym rodzi, albo nie. To dar Boga. Jeśli ktoś tego komediowego daru nie ma, to może lepiej, żeby spróbował swoich sił w tragedii” - mówił aktor w jednym z wywiadów.
Jan Kobuszewski od urodzenia jest związany z Warszawą. Tutaj przyszedł na świat 74 lata temu w drewnianym domu na Bródnie.
Mały Jaś miał dwie sporo starsze siostry: Marysię i Hanię. Jedna z nich - Hanna Zborowska z Kobuszewskich w niezwykle dowcipnie napisanej książce pt. „Humor w genach” przypomniała tamte odległe już czasy. Autorka ze szczegółami opisała niełatwe początki życia swojego brata.

Aniołek Kobuszewskiego

„W odległych czasach mojego dzieciństwa, w zależności od upodobań rodziny, dzieci zjawiały się na świecie za pośrednictwem: aniołka, bociana lub grządek kapusty. Mnie i moją siostrę przyniósł osobiście aniołek. Natomiast dużo młodszego brata... hm. W tym przypadku aniołek wykazał szczególną pomysłowość i zamiast grzecznie położyć dziecinę na dywaniku w sypialni rodziców, skrzydlaty dowcipniś umieścił go w środku mamusi. Zdumiewające” - wspomina Hanna z Kobuszewskich Zborowska i zarazem matka znanego aktora Wiktora Zborowskiego.
Już po jego urodzeniu Hania nadal wykazywała duże zainteresowanie bratem. I przeprowadziła zasadniczą rozmowę na ten temat ze swoją mamą:
„- A gdy dorośnie, to czym się będzie zajmował? Może zostanie malarzem albo aktorem? - marzyłam. - Wykluczone, żadnym aktorem. A jeśli zapragnie być księdzem, to co powiesz? - przekomarzała się mama. Teraz ja straciłam cierpliwość. - Po moim trupie! - wykrzyknęłam. - Głupie żarty, taki śliczny chłopiec miałby chodzić w sutannie, nigdy! Też mamusia wymyśliła!
- Za dużo sobie pozwalasz, twoje szczęście, że jeszcze leżę, ale jak wstanę... - zgromiła mnie matka. - Zresztą, o czym tu mówić? Jaś sam sobie wybierze zawód. Najważniejsze, żeby wyrósł na porządnego człowieka, żeby był dobry i żeby go ludzie kochali”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Zęby Kobuszewskiego

Rodzina Kobuszewski szczęśliwie przeżyła czas wojny. Zamieszkali na Saskiej Kępie, w 1945 r. Janek Kobuszewski miał dopiero 11 lat. - Po latach okupacji i koszmarze Powstania Warszawskiego byłem taki trochę stary malutki. Mały dzieciak z wielkimi przeżyciami. Po tym, kiedy nas Niemcy po Pruszkowie wywieźli do Krzęcic, nieco odżyłem, ale właściwie moje spóźnione dzieciństwo zaczęło powolusieńku wracać, kiedy przyjechaliśmy na tę spokojną ulicę Królowej Aldony - wspominał aktor w publikacji „Saska Kępa w listach, opisach, wspomnieniach...”.
Był ministrantem w kościele przy ul. Nobla. - Opiekę nad nami sprawował ks. Marczak. Józef, kościelny, po „Dominus vobiscum” zamiast „et cum spituo tuo” zawsze odpowiadał: „ganc spiruo”. - Nie wiem dlaczego. Ale właśnie z tego powodu nazywaliśmy go „Ganc spiruo” - wspomina Kobuszewski.
Janek maturę zdał w Liceum Adama Mickiewicza. Mimo wcześniej wyrażonych nadziei jego mamy - nie został księdzem. - Ja zawsze marzyłem, żeby zostać księdzem, a zostałem aktorem. A wszyscy znamy odwrotny przypadek człowieka, który chciał zostać aktorem, a wyszło mu, że został Papieżem - żartuje Kobuszewski podczas promocji albumu-wywiadu wydanego z okazji 50-lecia pracy scenicznej.
Aktorem też nie został od razu. Za pierwszym razem nie został przyjęty do Szkoły Teatralnej. Wydawało mu się, że aktorstwo to taki prosty zawód. Nauczy się kilku wierszyków, powie je na scenie. - Wyszedłem przed szlachetną komisję rekrutacyjną i wyrecytowałem „Stepy Akermańskie”. Potem dali mi jeszcze jakieś zadanie aktorskie. Na koniec podszedł do mnie Jacek Woszczerowicz, który był nikczemnego wzrostu, więc głową sięgał mi mniej więcej do piersi, i powiedział: - Proszę pokazać zęby. Pokazałem i... usłyszałem: - Nie nadaje się! Nie zdałem - po latach wspomina aktor. Po nieudanym egzaminie wstępnym na PWST trafił do Państwowej Szkoły Dramatycznej Teatru Lalek. A gdy po roku ponownie stawił się na egzamin, miał przygotowanych ponad 100 wierszy i scenek aktorskich. Tym razem dostał się bez problemu.

Reklama

Nie powiem tego, w co nie wierzę

Szkołę Teatralną ukończył w 1956 r. i w tym samym sezonie debiutował na scenie w nieistniejącym już Teatrze Młodej Warszawy.
Może się to wydawać dziwne, ale początkowo obsadzany był jako aktor typowo dramatyczny. Jednak szybko, co oczywiste, zaczął występować w komediach, w których grał przez dziesięciolecia. Jak wiadomo, są różne rodzaje śmiechu i w różny sposób można rozśmieszać publiczność. Ale dobra komedia nie może być jedynie zabawna. Przede wszystkim nie powinna być wulgarna, choć przaśne dowcipy są łatwe i popularne. - Nigdy się nie zgodziłem, by w jakiejkolwiek sztuce mówić coś przeciwko Bogu czy choćby tylko przeciw tej instytucji, jaką jest Kościół. Nie będę dla kariery czy jakiegoś złamanego grosza mówić tego, w co nie wierzę - powiedział Kobuszewski w wywiadzie rzece, który przeprowadził z nim o. Robert M. Łukaszuk, paulin.
Do historii polskiego kabaretu przeszedł skecz, gdzie grał majstra, a Wiesław Gołas - praktykanta Jasia, który podkreślał każdą złotą myśl swojego szefa wężykiem. Natomiast zrozpaczonym klientem, któremu pękła rurka, był Wiesław Michnikowski. Cała scenka jest przezabawna, kończy się jednak ostrzeżeniem: „Od tej pory każdy, kto się będzie śmiał, dostanie po ryju”.
Jan Kobuszewski - jak sam podkreśla - nie bardzo lubił występować w filmach, ale dla jednego reżysera robił wyjątek. Był nim Stanisław Bareja. Wystąpił bowiem prawie we wszystkich jego filmach, choćby w epizodach. Z Bareją znali się jeszcze z lat studenckich, poza pracą łączyło ich poczucie humoru. Udało im się razem i każdemu z osobna pokazać coś niesamowitego, a mianowicie egzystencję w PRL- u, która była komedią i tragedią jednocześnie. - Lubię telewizję, kocham teatr i nie lubię filmu. Jako widz jestem kinomanem, natomiast sam „kręcić” niespecjalnie lubię - podkreśla aktor.
Kobuszewski występował na deskach kilku warszawskich teatrów, najdłużej w Teatrze Kwadrat, w którym pracuje bez przerwy od 1976 r. Grał w tysiącach spektakli, w dziesiątkach filmów oraz nakręcił około 2 tys. programów telewizyjnych.

Uśmiechnięty Chrystus

Znany i lubiany Janek to nie tylko utalentowany aktor, ale nade wszystko wspaniały człowiek i przyjaciel. - Jest człowiekiem głębokim i bardzo serio traktuje swoje chrześcijaństwo - podkreśla ks. Paweł Piotrowski, wieloletni przyjaciel rodziny Kobuszewskich. - Często ludzie nie potrafią albo wstydzą się mówić o swojej wierze. A Pan Jan potrafi mówić, że buduje swoje życie na Bogu - podkreśla kapłan, który udzielał ślubu córce Kobuszewskiego oraz chrzcił jego wnuka. - Dziękuję Panu Bogu, że postawił go na mojej kapłańskiej drodze. A Jan Kobuszewski pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, ile wniósł w moje życie i to również na płaszczyźnie wiary - wyznaje proboszcz parafii Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu.
Kobuszewski jest chrześcijaninem z krwi i kości, i choć nie jest postrzegany w środowisku jako dewot, to jednak gdy jest ku temu okazja, potrafi dać świadectwo wiary. Pewnie dlatego aktor, wraz z żoną, swoje dwa wielkie jubileusze: 50-lecie pracy artystycznej i jednocześnie złote gody szczęśliwego pożycia małżeńskiego, świętował właśnie na Jasnej Górze. - Każde moje pielgrzymowanie do tego miejsca jest wielkim duchowym przeżyciem. Tutaj człowiek czuje się jak w domu, jak u matki - podkreśla jubilat.
Osobiście uważa, że człowiek powinien być radosny, bo po to Pan Bóg dał życie, żebyśmy się z tego życia cieszyli. - Chrystus bardzo rzadko się złościł. Dlatego też mam trochę pretensje do tych kaznodziejów, którzy przedstawiają Chrystusa karzącego. Ja widzę Go uśmiechniętego. Taki był!... Ponieważ Zbawiciel był i jest Miłością, to ja wciąż widzę Go uśmiechniętego - podkreśla Kobuszewski.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

O teologii teatru w gminie Lubin

Niedziela legnicka 14/2018, str. VI-VII

[ TEMATY ]

spotkanie

teatr

aktor

Marek Perzyński

Zainteresowanie spotkaniem z mistrzem mowy polskiej Dariuszem Bereskim i dyrektorem Teatru Polskiego Cezarym Morawskim było spore,

Zainteresowanie spotkaniem z mistrzem mowy polskiej Dariuszem Bereskim
i dyrektorem Teatru Polskiego Cezarym Morawskim było spore,

Karczowiska w gminie Lubin przeżywają boom demograficzny, kończą budować kaplicę mszalną, mają pięciu mistrzów sportu, ale wizyta gościa z tytułem mistrza mowy polskiej to wydarzenie niecodzienne

Przyjechał 17 marca i mówił m.in. o poezji Karola Wojtyły, który po wyborze na Stolicę Piotrową, jako Jan Paweł II, potrafił wznieść swój naród na wyżyny ducha.

CZYTAJ DALEJ

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

[ TEMATY ]

Fatima

100‑lecie objawień fatimskich

Fatima – wizerunki Dzieci Fatimskich/Fot. Graziako/Niedziela

Od maja do października 1917 roku - gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, kiedy w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim, a w Rosji zaczynała szaleć rewolucja - na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Byli to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Łucja była cioteczną siostrą rodzeństwa Marto. Pochodzili z podfatimskiej wioski Aljustrel, której mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec i uprawą winorośli.

Wcześniej, zanim pastuszkom objawi się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przygotowuje ich na to Anioł. Na wzgórzu Loca do Cabeco dzieci odmawiają różaniec i zaczynają zabawę. Raptem, gdy słyszą silny podmuch wiatru widzą przed sobą młodzieńca. Przybysz mówi: Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną". Następnie uczy ich jak mają się modlić, słowami: "O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie". Nakazuje im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb.

CZYTAJ DALEJ

Fatima: Ponad 250 tys. pielgrzymów na obchodach 107. rocznicy maryjnych objawień

2024-05-13 12:44

[ TEMATY ]

Fatima

Adobe Stock

Ponad 250 tys. pielgrzymów z całego świata dotarło w poniedziałek do Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Fatimie, w środkowej Portugalii, na uroczystości upamiętniające 107. rocznicę objawień maryjnych w tej miejscowości.

W rozpoczętych w niedzielę późnym wieczorem modlitwach uczestniczą w strugach deszczu pątnicy z ponad 30 państw świata, w tym kilkuset Polaków.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję