Reklama

Wspólnota wielkiej zabawy

Euro było bez wątpienia dobrą promocją Polski w świecie, głównie dzięki naszej cesze narodowej, jaką jest gościnność i uprzejmość wobec przybyszy z dalekiego świata

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Polskie Euro(szaleństwo) minęło. Jak zostanie zapisane w naszej historii - czy jako największy od niepamiętnych czasów „skok cywilizacyjny” Polski, jak tego chcą elity rządzące, czy może jako kolejny wielki zryw narodowy Polaków? Czy pozostaną po nim tylko piękne - podobno piękniejsze niż w bogatych krajach - stadiony, w których codziennej, nieodświętnej pustce coraz słabsze będzie echo okrzyków „Polska, Biało-Czerwoni!”?

Honor Polski

Euro było bez wątpienia dobrą promocją Polski w świecie, głównie dzięki naszej cesze narodowej, jaką jest gościnność i uprzejmość wobec przybyszy z dalekiego świata. Ostrzeżenia szacownej BBC przed polską ksenofobią i niebezpiecznym rasizmem nie znalazły potwierdzenia. Dziennikarze holenderscy musieli nawet dementować doniesienia tamtejszej prasy o rzekomych wyzwiskach pod adresem czarnoskórego piłkarza w czasie treningu na krakowskim boisku, choć właśnie BBC zrobiła z tego rzekomego incydentu sprawę większą niż otwarcie Euro. Wydaje się, że europejskie media wyczekiwały jakichś gorszących zdarzeń, by móc zakonserwować swoje zastarzałe stereotypy. Dlatego po incydentach przed meczem Polska - Rosja, znacznie mniej groźnych niż prorokowano, następnego dnia w sprawozdaniach z Polski dominowały wyłącznie obrazy z ulicznej bijatyki.
Najwyraźniej zapotrzebowanie na polityczną sensację miały też media polskie, które uprzedzająco, przez kilka dni, ostrzegały o możliwości „wojny polsko-rosyjskiej”, by potem stwierdzić, że inspiratorami owych kilkudziesięciu polskich „kiboli” dających odpór „kibolom” rosyjskim był oczywiście PiS, Solidarni 2010 i Radio Maryja. Podobno gdzieś tam na uliczkach Saskiej Kępy widziano jakieś wyjątkowo groźne transparenty. W polskiej telewizji jednak nie udało się ich pokazać... Za to następnego dnia duża opiniotwórcza gazeta wezwała prezesa Jarosława Kaczyńskiego do zwołania specjalnej konferencji, na której „potępi bezwarunkowo kiboli przynoszących hańbę Polsce”, bo w przeciwnym razie „przyłoży rękę do niszczenia wizerunku naszego kraju w świecie”. Prezes konferencji nie zwołał, za to skrytykował internetowy wpis jednego z PiS-owskich radnych, który wyrażał żal, że „honoru Polski musieli bronić kibole”.
Honorowe konsekwencje poniósł polski premier, wezwany przez prezydenta Rosji na dywanik. W rozmowie telefonicznej Władimir Putin oświadczył, że oczywiście to organizatorzy Euro ponoszą całą winę za zajścia w Warszawie, zaś Donald Tusk wyraził nadzieję, że nie wpłyną one na dobre polsko-rosyjskie stosunki. Mimo to natychmiast podjęto kroki w celu ich naprawy; politycy wezwali niezależny podobno wymiar sprawiedliwości do wymierzenia zatrzymanym polskim „kibolom” możliwie najdotkliwszych kar. Natomiast rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych wystosowało do Polski pismo domagające się natychmiastowego odesłania do Rosji aresztowanych w tej sprawie Rosjan.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nowoczesny polski patriotyzm

Niemal wszyscy zachwycili się tym zrywem patriotycznym, który został objawiony zwłaszcza w pierwszych dniach Euro 2012. Niektórzy jednak - choć bardzo nieliczni - to wielkie biało-czerwone szaleństwo nazwali patriotyzmem jarmarcznym, pseudopatriotyzmem, z którego trudno wyłuskać jakiekolwiek głębsze wartości. Wśród komentatorów zjawiska znaleźli się i tacy, którzy porównywali tę czerwcową egzaltację „ludu piłkarskiego” do egzaltacji „ludu smoleńskiego” - ani jedna, ani druga im się nie podoba, bo nie podoba im się jakikolwiek patriotyzm. Z jeszcze innej strony, wraz z patriotyczną radością pojawiały się obawy, czy ten bezmiar euforii piłkarskiego święta da się choć w części przenieść na święta narodowe. Padały też bardziej zasadnicze pytania: czy Polacy od czerwca 2012 r. przestaną się wreszcie wstydzić narodowej flagi? Czy, jak inne nacje, będą z niej dumni nie tylko przy okazji rozgrywek sportowych? Trudno mieć takie nadzieje, bo jednak dla większości młodych ludzi w Polsce noszenie biało-czerwonych barw przy innej okazji niż mecz polskiej reprezentacji jest po prostu „obciachem”. W takim wstydzie jesteśmy utwierdzani od 20 lat.
Politycy, choć z różnych pozycji, to oczywiście zgodnym chórem zachwycili się niezwykłym zachowaniem narodu. Rządzący podkreślają, że Polacy nareszcie pokazują światu nowoczesny patriotyzm, opozycja optymistycznie zakłada, że rodacy tęsknią do bycia wspólnotą, do identyfikowania się z własnym krajem, z Ojczyzną. Jesteśmy w Polsce świadkami narodzin patriotyzmu bez poświęceń, na wesoło - cieszą się elity opiniotwórcze, zresztą nie tylko polskie. Bo nowoczesny polski patriotyzm to oczywiście nie ten smoleński, nie ten z 11 listopada. Patriotyzm nowoczesny to patriotyzm bez zbędnych obciążeń, bez historycznego balastu, w każdym razie bez przypominania o nim. I taki właśnie jest patriotyzm piłkarski, niezobowiązujący do niczego, chwilowy, szybko przemijający. Czy można na nim budować prawdziwą wspólnotę narodową? - polscy politycy raczej unikają tego pytania. Jedni pewnie dlatego, że wspólnotę taką uznają za byt mało istotny, drudzy po prostu boją się tego pytania zadać, by nie wystraszyć wyborców. A jeszcze inni pewnie uznają, że lepsza wspólnota okazjonalnej zabawy niż żadna.
Oficjalny „naczelnik” polskiego patriotyzmu - prezydent Bronisław Komorowski ujmuje rzecz tak: „Wydarzenia - także sportowe - które gromadzą Polaków wokół biało-czerwonej flagi i budują poczucie wspólnoty, mają wpływ na kształtowanie nowoczesnego patriotyzmu. To najzdrowsza metoda budowania polskiego nowoczesnego patriotyzmu”. Prezydent, wypowiadając się tak w kontekście biało-czerwonej piłkarskiej euforii, zdaje się sugerować, że wszystkie inne, wcześniejsze formy patriotyzmu są po prostu nienowoczesne i niepoprawne.
Te biało-czerwone ludzkie morza, które wylewały się w Polsce, zwłaszcza w Warszawie, na początku czerwca 2012 r., były społecznym fenomenem, rzadko gdzie indziej spotykanym i bardzo podziwianym. To prawda. Jednak ostatecznie musi się pojawić stara refleksja, że Polacy potrafią pokazać, że są Polakami tylko w wyjątkowych okolicznościach, bo na co dzień rzadko bywają patriotami, a ostatnio coraz częściej wstydzą się nawet samego słowa „patriotyzm”. Czy polskie Euro coś w tej mierze zmieni? Chyba trudno oczekiwać, by miliony czerwcowych kibiców zasiliły obchody świąt narodowych, choć niektórzy politycy i socjologowie są dobrej myśli.

Reklama

Wielka promocja

Znakomita organizacja Euro - jak chwalą się odpowiedzialni ministrowie polskiego rządu, sam premier oraz media - to powód do ostatecznego wyjścia Polski z kompleksów, z europejskiego zaścianka; wreszcie Polacy nie będą musieli się wstydzić swego pochodzenia. - Mamy społeczeństwo otwarte, pluralistyczne, tolerancyjne - mówiono - kraj dynamicznie rozwijający się, taki obraz Polski wywożą kibice z innych krajów!
Rzeczywiście, chyba ogromna większość z przybyłych na Euro ponad 400 tys. zagranicznych kibiców wywiozła z Polski wyłącznie miłe wspomnienia, może z wyjątkiem żon angielskich piłkarzy, które - o czym doniosły europejskie media - w Krakowie bardzo się wynudziły... Ale przecież miłe wspomnienia z dobrej zabawy to przede wszystkim efekt, tym razem zwielokrotniony, znanej już przecież od dawna polskiej gościnności, która jest zjawiskiem niezależnym od polityki i polityków. To, co dla narodu zawsze było normalne, dla polityków nagle okazało się niezwykłe; przy każdej okazji politycy podkreślali tę właśnie „niezwykłą polską gościnność”.
Komentatorzy polskich mediów - których przekaz przynajmniej do połowy czerwca dosłownie w całości był poświęcony wydarzeniom piłkarskim i piłkarsko-politycznym - wieszczyli, wszyscy bez wyjątku, „kolosalny sukces Polski, który przełoży się na turystykę i gospodarkę”. Bo to, że kibice hiszpańscy i irlandzcy pokochali Polskę, ma jakoby rokować wielkie nadzieje na przyszłość. Podobnie egzaltowanych i naiwnych wypowiedzi było bez liku, co gorsza ich autorami bywali całkiem poważni politycy i przedstawiciele elit.
Przy okazji Euro Polska bez wątpienia pokazała swą ładną twarz i to całkiem dosłownie, można się nawet zastanawiać, czy to przede wszystkim nie uroda Polek - tak chętnie eksponowana w czasie transmisji sportowych - stanie się głównym motywem promocji Polski; zagraniczne media skwapliwie podchwyciły ten właśnie temat.
Niektórzy dość uparcie twierdzą, że najlepszą promocją Polski w świecie byłby awans polskiej drużyny w rozgrywkach, choćby tylko do ćwierćfinału, ale skoro się nie udało, to przecież - pocieszano w mediach - „Polska i tak wygrała, poprzez znakomitą organizację Euro i gościnność Polaków”. Cechą polityków nastawionych wyłącznie na dobry piar jest umiejętność przekucia każdej porażki w sukces. Nie znaczy to oczywiście, że polskie Euro było porażką, choć zagraniczne media już przebąkiwały o nadmiernej wystawności tego przedsięwzięcia. Polskie Euro samo w sobie bez wątpienia było sukcesem.

Piłka polityczna

Nie mieszajmy sportu z polityką - apelowali przed Euro ci, którzy jednakowoż sami tego mieszania się nie ustrzegli, a wręcz wykorzystali tę znakomitą sposobność do promocji własnego wizerunku bądź do pognębienia przeciwnika politycznego. Próba wykreowania wielkiego konfliktu politycznego o wymiarze międzynarodowym podjęta przez minister Joannę Muchę nie zakończyła się sukcesem, bo procesja z okazji kolejnej miesięcznicy katastrofy smoleńskiej w niczym nie zagrażała mieszkającym w pobliskim Bristolu rosyjskim piłkarzom. Minister Mucha już nawet podjęła dyplomatyczne kroki w celu ewakuacji Rosjan z zagrożonego hotelu, a tymczasem... Rosjanie złożyli wieniec pod tablicą upamiętniającą smoleńskie ofiary. Nie udało się pokazać - a z racji Euro taka informacja natychmiast obiegłaby cały świat - że niepoprawna PiS-owsko-smoleńska opozycja jest bardzo agresywna, antyrosyjska i jako taka zagraża wręcz całej Europie.
Było oczywiste, że to politycy rządzący, a nie opozycja, będą mieli wielkie pole do popisu, do politycznej promocji. Opozycja na ten okres się wyciszyła. Być może z braku możliwości publicznej dyskusji, ale także - w co trudno wątpić - z poczucia przyzwoitości, by nie szkodzić wizerunkowym interesom Polski. Taki zarzut byłby w obecnej rzeczywistości po prostu politycznie zgubny. Siłą rzeczy więc tylko partia rządząca mogła brylować i do woli przypominać o swoich zasługach organizacyjnych. Propaganda sukcesu byłaby jednak niemożliwa, gdyby nie mogła bazować właśnie na tej niezwykłej postawie Polaków. Ta spontaniczna i bardzo malownicza manifestacja polskiej otwartości była dla polskiego rządu po prostu darem z nieba.
Udana organizacja wielkiej imprezy międzynarodowej to uzasadniony powód do dumy. Polski rząd bierze całą dumę na siebie i przekonuje Polaków, że wszystko się - mimo wszystko - znakomicie udało. Mimo wcześniejszego utyskiwania opozycji, że nie będzie na czas dobrych dróg i całej potrzebnej na Euro infrastruktury, jednak udało się... prawie tak, jak kiedyś na święto 22 lipca. Udało się, mimo spodziewanych późniejszych kłopotów z drogami, z zadłużeniem samorządów, z przyszłym wykorzystaniem i utrzymaniem wielkich stadionów.
- Euro pomogło Polsce i z tego jesteśmy dumni - to stwierdzenie Grzegorza Schetyny jest tylko okrągłym sloganem, jednak przekonuje Polaków, którzy po Euro wydają się być bardziej zadowoleni z życia. Nawet jeśli ten optymizm jest chwilowy i nieoparty na racjonalnych przesłankach, to zawsze przekłada się na poparcie dla aktualnie rządzących. I w tym sensie piłka nożna jest zjawiskiem bardzo politycznym.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zatrzymajmy się dziś i mocno przyjmijmy krzyż naszego życia

2024-04-15 13:31

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 15, 18-21.

Sobota, 4 maja. Wspomnienie św. Floriana, męczennika

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Ludzie o wielkim sercu

2024-05-04 15:21

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z okazji wspomnienia św. Floriana w Sandomierzu odbyły się uroczystości z okazji Dnia Strażaka.

Obchody rozpoczęła Mszy św. w bazylice katedralnej, której przewodniczył Biskup Sandomierski Krzysztof Nitkiewicz. Eucharystię koncelebrował ks. kan. Stanisław Chmielewski, diecezjalny duszpasterz strażaków oraz strażaccy kapelani. We wspólnej modlitwie uczestniczyli samorządowcy na czele panem Marcinem Piwnikiem, starostą sandomierskim, komendantem powiatowym straży pożarnej bryg. Piotrem Krytusem, komendantem powiatowym policji insp. Ryszardem Komańskim oraz strażacy wraz z rodzinami.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję