Im bliżej było świąt Bożego Narodzenia, tym więcej pojawiało się artykułów związanych z wizytą duszpasterską. Wiele z nich nawiązywało tylko do zewnętrznej strony tego wydarzenia, a przecież “kolęda” ma bardzo mocne znaczenie duchowe, kapłan przychodzi do rodzin mieszkających na terenie jego parafii z błogosławieństwem. Czytając wywody wielu autorów niekatolickich mediów, nie raz i nie dwa pojawiał się uśmiech na moich ustach, tak, jakby autorami tych tekstów były osoby… które księdza “po kolędzie” nie przyjmują. Frapujące są historie i wspomnienia - te negatywne - które opisywane są, jako wspomnienia osób przyjmujących księdza. Nie neguję ich, ale czytając je, zawsze zadaję sobie pytanie, czy odwiedzając domy i mieszkania wiernych parafii, w której posługuję, jestem świadkiem Chrystusa.
Reklama
Większość artykułów i historii nawiązujących do wizyty duszpasterskiej są z perspektywy tych, którzy przyjmują księdza. Zdarzają się jeszcze wypowiedzi kapłanów, którzy opowiadają, jak to wygląda z ich perspektywy. Jedno jest pewne. Ksiądz idący po kolędzie ma trudne zadanie, bo przecież spotyka się z różnymi ludźmi i w każdym domu powinien być bardzo profesjonalny. Przykładowo udając się do rodzin mieszkających przy konkretnej ulicy - np. kapłana przyjmuje 25 rodzin, każda z rodzin przyjmuje go jako swojego gościa i dla każdej z tych osób kapłan powinien poświęcić chwilę, niezależnie czy jest to pierwsze mieszkanie czy ostatnie. Czasami bywają sytaucje, że w jednym z domów opłakuje się śmierć kogos bliskiego, a w drugim jest radość z powodu np. 50. rocznicy ślubu. I w każdym przypadku należy być dla ludzi. Wymaga to także skupienia, bo przecież ile razy miałem sytuację, że najpoważniejsze i najtrudniejsze rozmowy zdarzały się w tym przysłowiowym “ostatnim” domu, gdzie wymagało to ode mnie odpowiedniego skupienia, wysiłku intelektualnego, czy po prostu empatii. Odwiedzając rodziny parafii także spotyka się osoby, które są bardziej lub mniej otwarte, które chętnie rozmawiają albo nie chcą wcale rozmawiać, a przecież każda z tych osób przyjmując kapłana prosi o błogosławieństwo, a także potrzebuje słowa Bożego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przemierzając ulice parafii trzeba być także wyrozumiałym i cierpliwym dla innych. Różne są sytuacje. Z własnego doświadczenia wiem, że o księżach wiele się mówi, różne opinie krążą, jest wiele stereotypów i negatywnych opinii, a postawy - te negatywne księży - pozostają w sercach ludzi na wiele lat. W tym roku usłyszałem z ust jednego pana “Nienawidzę księży”, wraz z ministrantami weszliśmy z kolędą na ustach, pomodliliśmy się, zaczęliśmy rozmawiać, a co dalej? Zostawiłem to Duchowi Świętemu, bo gdy siewca idzie siać, na wzrost i żniwa należy poczekać. A ile historii ludzkich, że ktoś się zablokował w kontekście Kościoła, spowiedzi, Eucharystii. “Kolęda” to szansa, aby wlać w serca ludzi nadzieję i na nowo zaprosić do wspólnoty Kościoła. Trzeba czasami niewiele, wysłuchać, podzielić się dobrym słowem, słowem Bożym, ale też podnieść na duchu, czy dać nadzieję, bo np. choruje ktoś bliski, czy odszedł do wieczności. Rozmowy są różne, czasami nie pozostaje nic innego, jak trochę wstrząsnąć człowiekiem, aby wyszedł z marazmu grzechu czy nałogu, nie narzucając, ale szanując jego wolną wolę - tak jak uczy Chrystus.
Drzwi swoich mieszkań otwierają osoby wierzące, ateiści oraz osoby innych wyznań, obcokrajowcy. Intencje są różne, bo np. ateiści zapraszają na rozmowę, bez modlitwy. I zawsze rodzi się pytanie, czy warto iść? Warto, bo to może być szansa, aby usłyszeli słowo Boże.
Głośno było ostatnio o formie kolędy - na zaproszenie, czy “od drzwi do drzwi”. Obie formy mają swoje plusy i minusy. Każda parafia ma inne uwarunkowania, możliwości. Ja cenię sobie tradycyjną formę, aby zapukać do każdych drzwi, bo z doświadczenia, jako wieloletni ministrant i ksiądz z prawie dziesięcioletnim stażem wiem, że ten moment pytanie: “Czy przyjmują państwo księdza po kolędzie?” jest w wielu przypadkach przełomowy, aby się spotkać, pomodlić, porozmawiać. I choć taka wizyta to zaledwie kilka, kilkanaście minut, to i tak nie wiemy, w którym momencie Pan Bóg przemówi do serca tego konkretnego człowieka. Może nawet w takiej sytuacji, że ludzie, którzy z Kościołem mają wspólnego tylko tyle, że są ochrzczeni, zobaczą ludzką twarz w księdzu albo przede wszystkim dostrzegą w nim świadka Pana Jezusa.