Wszystko zaczęło się od znajomości z pewnym księdzem werbistą. Opowiadał tyle ciekawych historii na temat chińskiego Kościoła i gorliwości jego członków, że zapragnęłam dowiedzieć się jeszcze więcej i na własne oczy odwiedzić prawdziwe chińskie seminarium.
Tak znalazłam się w Shijiazhuangu
Oznacza to mniej więcej tyle, co „kamienna wioska”. Dwuipółmilionowa stolica prowincji Hebei, na południe od Pekinu. Prowincja ta wytwarza więcej stali niż całe Stany Zjednoczone, co skutkuje czołowym miejscem w rankingach zanieczyszczenia powietrza w Chinach. Dla przeciętnego turysty nie ma tam zbyt wiele do zwiedzania poza muzeum prowincji i mostem, z którego Mao Zedong dowodził atakiem na Pekin (jest on tak istotny w świadomości mieszkańców, że dla upamiętnienia go wybudowano dworzec kolejowy w kształcie mostu).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
To jedno z miejsc, gdzie ludzie nie są przyzwyczajeni do widoku cudzoziemców i patrzą na nich z fascynacją. Gdy pytałam ich o drogę, oni pytali mnie o mnie. Ogólnie bardzo pomocni i życzliwi, może poza taksówkarzami, którzy bardzo podnosili ceny swoich usług i nie chcieli ich obniżyć, tłumacząc to porą dnia sprzyjającą korkom. Bezpośredniego dojazdu autobusem z dworca nie było.
Reklama
W końcu dotarłam na miejsce. Na powitanie wyszedł mi jeden z przełożonych. Pomimo mojego chińskiego, rozmawiał ze mną płynnym angielskim. A ja mogłam zadawać niezliczone, nurtujące mnie pytania. Ilu ich jest? Czego się uczą? Czy mają problemy z komunistycznym rządem? Jak żyją? Co jedzą? Skąd się tutaj wzięli?
Podczas mojej wizyty
budynek świecił pustkami, bo wszyscy uczniowie pojechali do domów spędzić tam najważniejsze chińskie święto tradycyjne – Święto Wiosny. Wszystko wewnątrz urządzone było z typową chińską nonszalancją dotyczącą wystroju wnętrz. Klasy wyglądały wesoło, chociaż odrobinę przypominały wnętrze szkoły z początków zeszłego stulecia. Widać, że meble nie były najnowsze. Jednocześnie wszystkie szczegóły świadczyły dobitnie o tym, że jesteśmy w Chinach. Umywalka zrobiona z plastikowej miednicy w metalowym stelażu, piętrowe łóżka o materacach cienkich jak kołdra, szafka na stołówce, gdzie każdy kleryk ma swoją półkę z miseczką i pałeczkami... Ogólnie raczej bałagan, choć majątek mieszkańców jest skromny. Studenci sami sprzątają, gotują im kucharki w kuchni, w której do niedawna trzeba było rozpalać w piecach. Mają jedną wielką osmoloną kotłownię, zapewniającą ogrzewanie całemu kompleksowi szkolnemu. W centralnym miejscu znajduje się kaplica, będąca w niedziele kościołem dla okolicznych mieszkańców. Na suficie-kopule ktoś namalował piękne freski, ale Chińczycy nie umieli o nie właściwie zadbać i zostały w dużej części zniszczone przez wilgoć.
Obecnie w seminarium
Reklama
studiuje 126 młodzieńców. Nauka trwa 6 lat, w tym 2 lata filozofii, 3 lata teologii i rok praktyk. Klerycy wstają ok. godz. 5 rano, chodzą spać ok. 22. Ich plan dnia przypomina życie w każdym innym seminarium na świecie, może z dodatkiem odrobiny pilności azjatyckich studentów. W planie studiów przewidziane są cotygodniowe wizyty wydelegowanego przez rząd członka partii, który naucza przyszłych księży programu politycznego chińskiego rządu. Podobno chciano nawet mianować go rektorem, ale klerycy zbuntowali się i odziani w komże zaprotestowali przed lokalną siedzibą rządu i decyzja nie doszła do skutku. Teren, który dawniej należał do seminarium, później został znacznie ograniczony do budynków i kawałka ziemi, na którym stoi chińska flaga. Pozostałe terytorium przeznaczono pod pola uprawne.
Ta wizyta była
dla mnie niesamowitą przygodą. Cieszę się, że zobaczyłam „od kuchni” miejsce, w którym wbrew niechęci rządu kształcą się przyszli księża. Ich obecność jest, moim zdaniem, niesamowicie ważna – nie każdy przeciętny mieszkaniec Chin zdobędzie się na odwagę uczestnictwa w życiu podziemnego Kościoła. Potrzebują też duchownych akceptowanych przez rząd. Warto było wstać rano, gdy jeszcze było ciemno, zrezygnować ze zwyczajowej nauki w dniu poprzedzającym egzamin i pojechać w tak wyjątkowe miejsce. Do dziś odczuwam ciepło w sercu na to wspomnienie.
* * *
Maria Magdalena Sztuka
studentka sinologii na Uniwersytecie Gdańskim. Jej pasjami od zawsze są pisanie i muzyka. Więcej niekonwencjonalnych opisów osobistego doświadczenia życia w Państwie Środka zamieszcza na smokwemgle.blog.pl.