Wiosna tego roku przychodziła na raty, a może nawet wstydliwie, nieśmiało i ukradkiem niejako, kapryśnie. Jak płocha sarna pokazywała się na chwilę i zapadała się pod ziemię w kolejnym zagajniku. Sople co prawda płakały rzewnymi łzami przed południem, ale na drugi dzień były jeszcze dłuższe i bardziej śpiczaste. Bez się niecierpliwił zielonymi kulkami, a potem zastygał, jakby się wstydził swojego pośpiechu. I tak to trwało niepewne i zmienne, za dnia obiecywało, by w nocy się wycofać. Kościelny coś rano mówił o kretach i że to niechybny znak, że to już tuż-tuż. A proboszcz zniecierpliwiony od rana, nie wiadomo czemu, cierpko zauważył:
– Taki z ciebie prognostyk, jak, nie przymierzając, z koziej trąba, że się dosadniej i dokładniej nie wyrażę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Niech se proboszcz nie dworuje, bo ja swoje wiem. Ziemia puszcza, glizdy i te inne idą pod wierzch, a krety za nimi, a to zawsze zwiastuje...
– A widzisz. Gdzie tam jeszcze do Zwiastowania, ale dobrze, żeś przypomniał. Trzeba się brać za porządki powoli.
Kościelny aż prychnął z oburzenia. – O, nie. Żadna mi się tu baba nie będzie plątać po zakrystii. Niech se je proboszcz na plebanię weźmie. Co ja żem w tamtym roku użył, nerwów stracił. Jakie to wścibskie a gderliwe. Niech lepiej proboszcz ogłosi, żeby mi błota nie nawnosili do ławek na tych swoich buciorach.
– To jak mają przychodzić, jak wszędzie błoto, w powietrzu? Aleś mądry. Wymyśl coś, żeby te buty wycierali, żeby się dało. Zimą, na śnieg, wystarczy miotła, a na błoto to ja wiem? Tyś przecież jest najtęższy umysł w powiecie, oczywiście, według twojej opinii, to na taki wynalazek cię nie stać?
Od słowa do słowa i rozstali się gwałtownie z trzaskaniem drzwiami.